Tarot, czyli cyfrowa wróżka
Najnowsze technologie przeżywają prawdziwy rozkwit. W dzisiejszych czasach możliwości jest coraz więcej, a światowi producenci upowszechniają dostęp do najświeższych nowinek. Równie prężnie rozwija się technologia ubieralna, o której opowiemy więcej w naszym artykule.
Inaczej nazywa się nią wearables. W pierwszej chwili może nam się kojarzyć ze smartwatchami i bardzo słusznie. Technologia ubieralna ma bowiem na celu udostępnić innowacyjne rozwiązania poprzez zawarcie jej w przedmiotach, które na co dzień stanowią część garderoby. Nie muszą to być jedynie zegarki, ale też bransoletki, okulary czy kamerki.
Obecnie takie urządzenia mogą mierzyć nam tętno w czasie ćwiczeń, kontrolować spalone kalorie, pomóc w doskonaleniu pewnym umiejętności np. jazdy na nartach albo mieć wbudowanego GPS-a. Chodzi o praktycznie rozwiązania, ułatwiające codzienne funkcjonowanie. Wszystko to stworzone przez ludzi, dla ludzi, żeby życie było przyjemniejsze, prostsze i bardziej komfortowe. Na razie wybór smartwachy jest jednak ograniczony. Chodzi w głównej mierze o to, aby był on kompatybilny ze smartfonem. Oznacza to, że kupując sobie telefon, jedyną opcją na kupno smartwatcha jest zdecydowanie się tę samą firmę.
Technologia ubieralna idzie krok dalej. Prócz zegarków i coraz modniejszych bransoletek zaczęły powstawać ubrania stworzone z włókien piezoelektrycznych. Taka odzież wytwarza energię, gdy jest noszona. Pomysł na takie zastosowanie jest fantastyczny. Dzięki temu ładowarka do telefonu stanie się całkowicie zbędna, bo człowiek stanie się samowystarczalny. Brzmi dobrze, lecz wearables ma także swoją ciemną stronę, o której warto opowiedzieć, nim zachłyśnie się zachwytem.
Ciemna strona urządzeń ubieralnych wiążę się z utratą swojej prywatności, której w dzisiejszych czasach i tak mamy coraz mniej. Dobrym przykładem na zobrazowanie tego zjawiska będą opaski Fitbit. Na samym początku, kiedy tylko pojawiły się na rynku, domyślnie publikowały zbierane przez siebie dane w internecie. Co więcej, informacje z Fitbit-ów charakteryzowały się tym, że były bardzo szczegółowe do tego stopnia, że rejestrowały pocałunki, przytulanie się, a nawet, to kiedy ktoś uprawiał seks. Profile użytkowników bransoletek były dostępne w sieci, więc wystarczyło jedynie wpisać je w wyszukiwarkę. Jeżeli pseudonim był mocno zbliżony do nazwiska, bez problemu można było rozpoznać, kto jest kim i co robił.
Chociaż sytuacje te miały miejsce jakiś czas temu, proceder ten trwa nadal. Technologie ubieralne zbierają bowiem zdecydowanie więcej danych, niż jest to konieczne. A co później się z nimi dzieje? Tego dokładnie nie wiadomo. I nad tym warto się zastanowić.